Igrzyska Paralimpijskie – ten cudowny czas – przechodzi już do działu wspomnień. Trudno opisać wszystko, ale choć odrobinę spróbuję wprowadzić Was w to, czego doświadczyłyśmy (ja i mama). Zacznę rzecz jasna od aspektu sportowego, to w końcu duch rywalizacji sportowej doprowadził nas do Paryża.
Pierwszy mecz z zawodniczką z Tajlandii był bardzo wyrównany. Dopiero ostatnia bila w ostatnim endzie przeważyła szalę na naszą stronę. To była pierwsza rozgrywka, a ja czułam się jakbyśmy co najmniej zdobyły złoty medal. Radość mnie rozpierała. 10 minut po meczu okazało się, że towarzyszyło mi też mega napięcie – po dotarciu do storage room’u (pomieszczenia, w którym przechowywaliśmy sprzęt) zaczęłam się jąkać. Na meczu nie miałam świadomości tego napięcia, byłam po prostu mocno skupiona i w mojej ocenie spokojna.
Drugi mecz rozegrałyśmy z reprezentantką gospodarzy Igrzysk, liderką światowego rankingu… choć chyba również z setkami, jeżeli nie tysiącem kibiców francuskich. Doping był nie mniejszy niż na siatkówce, momentami musiałam krzyczeć, żeby mama mnie usłyszała. Pomimo tego wygrałyśmy ten mecz dość wysoko, ale najważniejsze było dla mnie to, że nie dałam się wybić, byłam maksymalnie skupiona na tym, co działo się na naszym polu gry, na najbliższym rzucie.
Ostatni mecz w fazie grupowej rozegrałyśmy z zawodniczką z Chech. W nim również zwyciężyłyśmy, ale z mojej strony pojawiły się już pewne niedokładności. Wiedziałam, że niezależnie od wyniku tego meczu wyjdziemy z grupy do ćwierćfinału z pierwszego miejsca i zaczęłam nieco podglądać wyniki na innych boiskach. To wytrąciło mnie z właściwej koncentracji. Jak widać nadmierne rozluźnienie nie zawsze działa dobrze.
Pojedynek ćwierćfinałowy z Brazylijką to już inna bajka. Nasza przeciwniczka wygrała losowanie i wybrała kolor bil, który toczył się jej zdecydowanie lepiej, a nam przepadł kolor, który na tym turnieju sprawował się trochę gorzej. Suma summarum ona miała stuprocentową skuteczność zagrań, a ja… czułam się bezsilna – większość rzutów musiałam przekierowywać i często okazywało się, że korekta była zbyt duża lub zbyt mała, albo wręcz jakaś bila w danym rzucie nie zeszła, mimo że wcześniej schodziła.
Zakończyłyśmy zatem Igrzyska na 8 miejscu – tylko i aż. „Tylko”, bo mecze grupowe pobudziły nasz apetyt na coś więcej. „Aż”, bo byłyśmy jedynymi zawodniczkami z Europy, które dotarły do tego etapu. Z grup nie wyszły m.in. liderka światowego rankingu oraz aktualna Mistrzyni Świata. Poza tym nikt nam nie dał tego 8 miejsca, wywalczyłyśmy je trzema solidnymi meczami. Cieszę się zatem tym wynikiem i umieszczam go na półce pt. „’osiągnięcia sportowe”.
Paralimpiada to nie tylko boisko i mecze. Wioska olimpijska – monumentalna, z przestrzenią dla każdego kraju, potężną jadalnią czynną całą dobę, z pełnym zapleczem treningowo-relaksacyjnym. Hala sportowa nie tylko z dużymi trybunami, ale również z okazałym zapleczem dla zawodników – osiem dwustronnych boisk treningowych (zawsze mamy maksymalnie cztery), strefa wypoczynku i fizjo, ścisku nie było nawet w call room’ie i storage room’ie. Doskonale zorganizowany transport między wioską olimpijską a obiektami sportowymi – zabezpieczony także pod kątem ewentualnych działań terrorystów. Niesamowici wolontariusze z różnych stron świata – zawsze z uśmiechem dokładali wszelkich starań, aby zawodnikom było jak najlepiej. Mieszkańcy Paryża – otwarci i życzliwi wobec sportowców. Igrzyska Paralimpijskie to wreszcie kibice. Trybuny żyły, działo się na nich nie mniej niż podczas rozgrywek najpopularniejszych dyscyplin. Dziękuję w szczególności kibicom z Polski, którzy ponieśli niemały trud i koszty, żeby wesprzeć nas na miejscu. IKSONowa ekipo, przyjaciele z Kielc, Gdańska, Poznania i “nieznajomi” z wielu innych zakątków (niektórych miałam przyjemność poznać) – z Wami mogę grać choćby na Antarktydzie… a zimna nie znoszę. Oczywiście równie duże podziękowania kieruję do wszystkich kibicujących nam „zdalnie”. Wiem, że śledzenie wyników „na żywo” wymagało sporego zaangażowania.
Na koniec powiem Wam, że do Igrzysk i tego 8 miejsca prowadziła bardzo trudna droga. 5 lat bez ani jednego dnia urlopu przeznaczonego na wypoczynek, 8 miesięcy zintensyfikowanych treningów, ostatnie 3 miesiące to istny hardcore – momentami gubiłam wrotki. Czy warto było? WARTO!!! Nawet 100 godzin spędzonych na oglądaniu transmisji nie dałyby mi doświadczyć tego, co jeden mecz rozegrany na boisku w South Paris Arena. WARTO opuścić swoją norkę i wyjść na drogę. Nawet jeśli – tak jak ja – nie jesteś w stanie samodzielnie wykonać żadnej czynności, to z pomocą innych możesz niemal wszystko, także w sporcie wyczynowym.
W tym miejscu składam serdeczne wyrazy wdzięczności wobec osób i instytucji, które wspierały mnie na mojej drodze do Igrzysk w Paryżu:
Legnicka Specjalna Strefa Ekonomiczna S.A. (https://www.facebook.com/LegnickaSSE/)
Krystyna Owczarz, Andrzej Maciejewski, s. Małgorzata Malska, Cheol Hyeon Kwon, Małgorzata Fijałek Żuk, Ewa Gałęziowska, Leszek Lorens, Jarosław Plewa, Katarzyna Janowska, Damian Iskrzycki i wielu wielu innych…